poniedziałek, 1 grudnia 2008

Nieustanna modlitwa

O. Laurent Fabre


O. Laurent Fabre jest założycielem i głównym odpowiedzialnym wspólnoty „Chemin Netif", powstałej we Francji i istniejącej obecnie w kilku krajach Europy i świata.

Wydaje mi się, że istnieją dwa wielkie sposoby modlitwy: modlitwa z zamkniętymi oczami i modlitwa z otwartymi oczami. Właściwie „trzeba się modlić cały czas" - mówi św. Paweł (zob. l Tes 5,17). Dzięki św. Ignacemu odkryłem, że można się modlić w codziennym życiu: w metro, w samochodzie, w sklepie. Nazywam to modlitwą z otwartymi oczami.
Ewangelia mówi nam: Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swojej izdebki, a Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie (zob. Mt 6,6). Św. Paweł mówi także, że zawsze powinniśmy się modlić, a nigdy nie ustawać, za wszystko dziękujcie (Tes 5,18). Widzimy, że Jezus ciągle się modli, czasem zachowuje się tak, jakby był „przy­łapany" na modlitwie, np. podczas rozmowy z Samarytanką. Dzięki Odnowie, dzięki niektórym charyzmatom Odnowy, jak np. dar języ­ków, także nauczyłem się modlić we wszystkich sytuacjach. Można modlić się nieustannie — patrząc na cierpienie tego świata, czytając gazetę... To bardzo ważne, abyśmy my, którzy chcemy iść za Jezusem, nie zamykali oczu na rzeczywistość i umieli się nią modlić.
Nieustannej modlitwy można się nauczyć. Uczy jej Duch Święty. Dobrą metodą takiej modlitwy jest metoda, której nauczyłem się od św. Ignacego Loyoli. Polega ona na tym, aby codziennie przyjrzeć się dniowi, który minął.
Modlitwa, o której mówię, dzieli się na trzy etapy. Pierwszy etap: dziękuję za wszystko, co się wydarzyło tego dnia. W duchu dziękczynienia przyglądam się swoim spotkaniom, decyzjom, które podjąłem, listom, które otrzymałem i wielbię Boga w tym dniu.
Często właśnie wtedy uświadamiam sobie, że przeżyłem różne rzeczy i gdyby nie było tego czasu modlitwy, być może nigdy bym tego nie zauważył. Drugi etap - to prośba o przebaczenie za to wszystko, co w ciągu dnia nie było zbyt dobre, np. gdy przeszedłem obok kogoś unikając spotkania, nie pozdrawiając go, za to wszyst­ko, czym zasmuciłem Ducha Świętego (najpierw oczywiście proszę Ducha Świętego, aby mi pokazał to wszystko, czym Go za­smuciłem, w czym nie postąpiłem zgodnie z natchnieniami Bożymi). Trzeci etap mojej codziennej modlitwy to czas, gdy proszę o jakąś łaskę na przyszłość. A więc: najpierw dziękuję i przepraszam, a dopiero potem proszę. Zauważyłem, że jeśli rzeczywiście liczymy na łaski, o które prosimy, to naprawdę je otrzymujemy.
Sposób modlitwy, o którym mówię jest bardzo konkretny, i pozwala żyć w Duchu Świętym na co dzień: dziękczynienie za wszystko, co było, prośba o przebaczenie, prośba o konkretne rzeczy. Św. Ignacy, który był człowiekiem wielkiego ducha i mis­tykiem mówił, że woli kwadrans takiej modlitwy od wszystkich wielkich kontemplacji, bo właśnie dzięki tej modlitwie życie staje się modlitwą, a modlitwa życiem. Czas poświęcany takiej modlitwie -to szczególny moment, w którym Duch Święty może nas nauczyć modlić się poprzez wszystko (niezależnie od tego, czy ma się oczy zamknięte czy otwarte).
Podobnie jak wielu dzisiejszych chrześcijan jestem zbyt zajęty. Kilka lat temu we wspólnocie „Chemin Neuf" zrozumieliśmy, że potrzebny nam jest czas pustyni. W domu, w którym mieszkałem w zeszłym roku, taki dzień przypadał w środę.
Dzień pustyni każdy planuje tak jak chce. Jest on czymś w rodzaju „szabatu". Spędza się wtedy dużo czasu z Bogiem. Niekiedy podejmuje się post w jakiejś szczególnej intencji. Czasem ten dzień stanowi też okazję do spotkań w gronie braci i sióstr (gdy nie mamy czasu, by zrobić to kiedy indziej). Tak więc słowo „pustynia" znaczy dla nas bardzo wiele. Nie oznacza tylko sa­motności. Dzień pustyni ma być czasem przeżyty z Panem lub z innymi w jakiś szczególny sposób.
możecie, albowiem i tak będzie jeszcze wyższym, a gdy Go wywy­ższać będziecie, pomnóżcie siły, nie ustawajcie, bo i tak nie doj­dziecie do końca" (Syr 43,30).

Dlaczego tak trudno jest się modlić?

Być może nie rozwinąłeś w sobie nawyku modlitwy. Nasze życie składa się z wielu złych i dobrych przyzwyczajeń - na przy­kład dotyczących długości snu, higieny osobistej, diety itd. W na­szym życiu z Bogiem modlitwa jest pożądanym zwyczajem, który być może do tej pory lekceważyliśmy lub którego nigdy dotąd nie poznaliśmy. Zwykłe przyzwyczajenie nie jest jednak wystarczające, jeśli chodzi o modlitwę, ponieważ jest ona dziełem Ducha. Je­zus uczył, że w królestwie Bożym będziemy oddawać cześć Ojcu w Duchu i w prawdzie (por. J 4,23). Musimy prosić Ducha Świę­tego, żeby nauczył nas modlić się, objawił nam miłość Boga do nas. Ogień grzeje nasze ciało, deszcz chłodzi je w upalny dzień, woda odświeża. Duch Święty roznieca w nas ogień Bożej miłości, która prowadzi ku modlitwie.
Wielu z nas nauczono odmawiać modlitwy, a nie modlić się. To właśnie jest przyczyną tragedii, ponieważ w miarę dora­stania zrezygnowaliśmy z wielu dziecinnych zachowań, między innymi z dziecinnej modlitwy. Nie potrafiąc modlić się inaczej, dojrzale, odrzuciliśmy modlitwę całkowicie. Stając się dorosłymi, potrzebujemy poszerzać naszą wiedzę o Bogu, poprzez osobisty kontakt z Nim w życiu modlitwy. Modlitwa zawsze będzie sprze­czna z naszym samolubnym, niezależnym duchem. Jednak stopnio­wo zaczniemy doświadczać tego, że nasze życie z Bogiem, jak i życie całego ludu Bożego zależy od modlitwy.

Jak zmieścić modlitwę w planie dnia?

Dla chrześcijan modlitwa nie jest kwestią wyboru. Tak więc chodzi tu nie tyle o zmieszczenie modlitwy w planie dnia, ile o podjęcie decyzji, co powinno mieć pierwszeństwo w codziennych obowiązkach. Co jest wartością wieczną, a co zostanie zapomniane za chwilę, za kilka dni lub tygodni? Nie mamy zwyczaju oceniania naszego życia z tej perspektywy, mimo że jest dla nas oczywiste, że najważniejsze rzeczy powinny być pierwsze. Modlitwa jest tym samym dla naszego ducha, czym pożywienie dla ciała. Szybko reagujemy na problemy dotykające naszego życia doczesnego. Na przykład nie czekalibyśmy bezczynnie, gdyby nasze dziecko odmówiło zjedzenia choćby jednego posiłku. Dużo mniejszym pro­blemem jest dla nas to, że nie modli się ono, a co gorsze również to, że my sami się nie modlimy. Musimy ożywić w sobie pragnienie życia Bożego. Jezus powiedział do apostołów (i do swojego Kościoła), żeby czuwali i modlili się (por. Łk 21,36). Powinniśmy wziąć sobie do serca te słowa.
Modlitwa nie jest praktyką zarezerwowaną wyłącznie dla księ­ży i innych pobożnych osób. Przez chrzest wszyscy uczestniczymy w pewien sposób w misji kapłańskiej, prorockiej i królowaniu Jezusa Chrystusa. Zostaliśmy powołani przez samego Króla królów, aby stać się członkami Ciała Chrystusa. Pan przywołał nas z ciemności do swego cudownego światła, byśmy mogli głosić Jego chwałę (por. l P 2, 9). W Starym Testamencie Bóg dał swojemu ludowi wspaniałą obietnicę, która trwa do dziś. Powiedział: „...jeśli upokorzy się mój lud, nad którym zostało wezwane moje Imię, i będą błagać, i będą szukać mego oblicza, a odwrócą się od swoich złych dróg, Ja z nieba wysłucham i przebaczę im grzechy, a kraj ich ocalę" (2 Krn 7,14).


Jak radzić sobie z rozproszeniami w czasie modlitwy?

Dzisiejsi ludzie żyją w szalonym tempie, zabiegani, załatwiający mnóstwo nie znoszących zwłoki spraw, wiecznie w tłoku, w korkach ulicznych, w hałasie, stale nękani niepokojem. Jak bardzo nie na miejscu wydaje się poświęcanie cennego czasu na modlitwę. Dla wielu z nas chwila cichej modlitwy zdaje się być abstrakcją. Stąd wyrazem niesłychanej sprzeczności, pokory czy braku logiki naszych czasów jest to, że pośrodku tego szalonego życia zapominamy o mądrej radzie Jezusa: „Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco!" (Mk 6,31). Tylko w ten sposób odnajdziemy prawdziwy pokój ducha, którego szukamy.
Pierwszym krokiem pomagającym w walce z rozproszeniem w czasie modlitwy jest sposób, w jaki wchodzimy w modlitwę. Czy modlimy się w miejscu, w którym nic nam nie przeszkadza? Czy wybraliśmy porę dnia, kiedy nasze umysły nie są przeładowane myślami i problemami? Zazwyczaj najlepszym czasem na modlitwę jest poranek, zanim rozpoczniemy codzienną pracę.
Następnym krokiem, po wybraniu miejsca i pory, jest przygotowanie się do modlitwy. Bardzo ważne jest, by spróbować odsunąć niepokojące nas sprawy, zapomnieć o nich. Czasem jednak jesteśmy tak skoncentrowani na tym, co czeka nas w ciągu dnia, że w żaden sposób nie potrafimy uwolnić się od tych myśli. Wówczas dobrym sposobem jest spisanie wszystkich ważnych spraw. Wie­dząc, że niczego nie zapomnimy oraz że i tak w tej chwili nie będziemy się niczym zajmować, możemy spokojnie oddać się modlitwie.
Powtarzanie prawd naszej wiary jest szczególnie ważne dla początkujących w modlitwie. Nieustanna świadomość tych prawd rozpocznie w naszych umysłach proces objawiania się Boga, Jego dróg i Jego nieskończonej mądrości. Kiedy pojmiemy wszystko to, co Bóg uczynił dla nas przez Zbawiciela, nasze serca wypełni wdzięczność. Przygotuje nas to na przebywanie w Bożej obecności. Święta Teresa z Avila często przypominała swoim siostrom, że gdyby spotkały się z jakąś bardzo ważną osobistością swoich czasów, na pewno nie rozmyślałyby w trakcie spotkania o swoich sprawach; całą uwagę poświęciłyby tej właśnie osobie. O ile waż­niejsze jest, byśmy i my byli w pełni obecni przed Bogiem.
Jeśli słabniemy w walce o modlitwę, powinniśmy po prostu zwrócić nasze oczy ku ukrzyżowanemu Chrystusowi i błagać Go o pomoc. Bóg z pewnością pobłogosławi naszej wytrwałości.

Dlaczego nie wszystkie modlitwy są wysłuchiwane?

Jezus opowiedział swoim uczniom przypowieść, która mia­ła wyjaśnić im, dlaczego powinni zawsze trwać na modlitwie i nigdy nie ustawać (por. Łk 18,1-8). Była to opowieść o „natrętnej" wdowie, która dzięki swej wytrwałości przebłagała niesprawiedli­wego sędziego. Jezus zakończył tę przypowieść słowami: „A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego?" (Łk 18,7).
Wytrwałość w modlitwie nie tylko skłania Boga do słuchania, ale także oczyszcza nasze umysły i serca. Nasza natura jest tak zmienna, że gdyby Bóg odpowiadał natychmiast na wszystkie nasze prośby, z pewnością uznalibyśmy Boga i Jego dobroć za rzecz oczywistą i zwyczajną, a nie wyjątkową i wspaniałą. Poza tym, ten czas oczekiwania daje nam szansę przyjrzenia się naszym motywom, dzięki czemu możemy wzrastać w poszukiwaniu Boga, a nie tylko oczekiwać spełnienia naszych życzeń.
Jezus opowiedział przypowieść o dwóch mężczyznach, którzy udali się do świątyni na modlitwę (por. Łk 18,9-14). Modlitwą pokornego została wysłuchana, drugiego zaś - który stanął przed Bogiem wymagając od Niego wysłuchania - pozostała bez odpo­wiedzi. Nasze serca muszą być czyste przed Bogiem. Mówimy w „Ojcze nasz": „Wybacz nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom". Jezus spłacił nasze winy, ale nie możemy prosić Ojca o przebaczenie, jeśli sami odmawiamy przebaczenia komuś, za kogo Jezus tak samo jak za nas cierpiał na krzyżu. Nie możemy też oczekiwać odpowiedzi od Ojca, jeśli nie jesteśmy posłuszni Jego Synowi, który jest naszą jedyną drogą do Ojca.
Ojciec zawsze wysłucha pokornego i skruszonego serca. Mu­simy nalegać w modlitwie ufając, że w swym doskonałym planie naszego życia, Ojciec wie, co jest dla nas najlepsze. Jezus przypo­mina nam: „Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w nie­bie, da to, co dobre tym, którzy Go proszą" (Mt 7,11).

Jak modlić się za chorych i umierających ?

Modląc się za chorych, robimy to z ufnością w miłość Chrystusa do Jego ludu. W swojej ziemskiej misji Jezus czynił dobro, uzdrawiał chorych i kalekich, kładąc na nich swoje dłonie. Postępując za Jego przykładem i słuchając nakazów Boga, powin­niśmy modlić się za chorych (por. Jk 5,14-15).
Położenie naszych rąk na chorym i modlitwa za niego jest wyrazem trzech różnych rzeczy. Po pierwsze, oznacza to, że ta osoba jest obiektem naszej szczególnej modlitwy. Po drugie, to, że wstawiamy się za tą osobą przez Chrystusa, który jest naszą Głową. Po trzecie, jest znakiem, że pragniemy Bożego błogosławieństwa dla tej osoby. Powinniśmy w wierze zwrócić się do Pana z bezpo­średnią prośbą o uzdrowienie tej osoby z konkretnej choroby, na którą cierpi. Modlimy się także z ufnością w mądrość Boga, gdyż On jeden wie, co jest najlepsze dla tej osoby.
Modląc się za osobę umierającą, musimy mieć w pamięci to, że nasz prawdziwy dom jest w niebie. W głębi serca, być może, nie potrafimy zaakceptować Bożej woli w odniesieniu do członka naszej rodziny lub przyjaciela. Wówczas szczególnie ważne jest, byśmy modlili się w całkowitym oddaniu się woli Bożej. Nie możemy prawdziwie powierzać w modlitwie naszego brata lub siostry Bogu, jeśli wewnętrznie opieramy się temu, co może okazać się wolą Boga.
Istotne jest też, byśmy prosili o Bożą opiekę nad umierającym. Świadomość bliskiej śmierci może wywołać strach, a nawet trwogę. Trzeba prosić Pana o łaskę zaufania Jego miłości dla tych, któ­rych powołuje On do swojego domu, do wiecznego szczęścia. Ko­ściół poucza nas, byśmy odmawiali proste, krótkie modlitwy, które umierający mimo osłabienia będzie mógł odmawiać z nami. Jedyną rzeczą, która powinna wzbudzać u umierającej osoby strach, jest nie odpokutowany grzech. Dlatego też naszym podstawowym za­daniem powinno być umożliwienie umierającemu dobrej spowiedzi. Ze swej strony my także wzbudźmy żal za to czymkolwiek i kiedykolwiek uraziliśmy tę osobę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz