wtorek, 13 lipca 2010

Modlitwa Jezusowa odsłania tajemnicę Jego Osoby

KS. MARIAN PISARZAK MIC

Modlitwa Jezusowa odsłania tajemnicę Jego Osoby

ROZWAŻANIE MĘKI PAŃSKIEJ



Niedawno ktoś wręczył mi małą karteczkę. Słowa zapisane na niej – to dobre uczynki, aktualne zawsze, lecz sensowne szczególnie w czasie Wielkiego Postu. Zaliczono do nich najpierw dwa zwroty grzecznościowe: dziękuję, bo jakże często słowo to jest potrzebne w życiu oraz przepraszam – gdyż zapobiegło wielu kłótniom. Inne proponowane uczynki są następujące: wrażliwość oczu i serca na człowieka w potrzebie, drobna przysługa i pomoc, roztropne milczenie w obliczu pokusy do obmowy, słowo żartobliwe i z humorem, gdyż jest wiele ponuractwa między nami... Jako ostatni dobry uczynek podano słowa „Tak, Boże, Ojcze!” do wypowiadania jako westchnienie duszy w każdej sytuacji życia.
Nie znam autora podanej mi listy tak zwanych dobrych uczynków wielkopostnych, koniecznie jednak muszę dać komentarz do ostatniej propozycji. Dlaczego jest on potrzebny? – Chodzi o to, że okazanie posłuszeństwa Bogu, że wejście w plany Boże, że pełnienie woli Bożej w każdej sytuacji życia –jest nie tylko kwestią zbierania i liczenia dobrych gestów; jest nie tylko sprawą pobożnych postanowień na jakiś okres. Świadome mówienie Bogu „Tak, Ojcze!” albo „Bądź wola Twoja!”- jest po prostu zadaniem non-stop, ponieważ od naszego „fiat” (zgadzam się, niech tak będzie!) zależy „być albo nie być” człowiekiem żywej wiary i prawdziwej religijności.
Chcę pośpiesznie dodać, że mówienie Bogu „Tak! Amen!” jest nie tylko istotne i najważniejsze w powołaniu chrześcijańskim, w całym życiu „po bożemu”, lecz zarazem najtrudniejsze; jest trudne zawsze i wszędzie, w młodym i starszym wieku, zwłaszcza w obliczu życiowego krzyża i ostatecznej śmierci. W chwilach próby człowiek się zmaga, „poci” i napina wewnętrznie, a nawet traci równowagę, kulturę słów zamienia na serię narzekań i złorzeczeń...
To, że nasze zawołanie „Tak, Boże, Ojcze!” nabiera szczególnej wymowy i urasta do istotnego zadania życiowego, lepiej rozumiemy, kiedy w Gorzkich żalach rozważamy postawę Pana Jezusa, wystawionego na ostateczną próbę. Trzecia część Gorzkich żali stanowi rozważanie wydarzeń wyniszczających fizyczne życie Chrystusa. Oczywiście, agonia Jezusa zaczęła się już w Ogrójcu. Istnieje ścisła więź między Górą Oliwną i Górą Golgoty. Łączy je tajemnica ofiary, tajemnica wejścia w zbawczy plan Boga Ojca.
Możemy zapytać: o kim wówczas myślał Pan Jezus? – Może o Józefie synu Jakuba, któremu „jego bracia zdarli (...) odzienie, długą szatę z rękawami..., i wrzucili go do studni...”, a potem „sprzedali go Izmaelitom [przygodnym kupcom] za dwadzieścia sztuk srebra...” (Rdz 37, 23-28). A może Pan Jezus pomyślał o Izaaku synu Abrahama, który na własnych plecach, idąc pod górę, dźwigał drewno potrzebne do spalenia ofiary, którą miał być on sam, jako znak posłuszeństwa Abrahama Bogu). A może przed oczami Jezusa stawał widok Izaaka związanego i złożonego na kamieniu żertwy, ustawionym na samym szczycie świętej góry (por. Rdz 22, 6-9).
O tym, co faktycznie działo się w sercu Pana Jezusa skazanego na śmierć, wiemy tylko częściowo. Lecz wiemy na pewno i bez domysłu, wiemy na podstawie Jego słów, wypowiedzianych w Ogrójcu i na Krzyżu.
U św. Marka znajduje się następujący zapis wydarzeń na Górze Oliwnej: „A kiedy przyszli do ogrodu zwanego Getsemani, rzekł Jezus do swoich uczniów: «Usiądźcie tutaj, Ja tymczasem będę się modlił». Wziął ze sobą Piotra, Jakuba i Jana i począł drżeć, i odczuwać trwogę. I rzekł do nich: «Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie!» I odszedłszy nieco dalej, upadł na ziemię i modlił się, żeby – jeśli to możliwe – ominęła Go ta godzina. I mówił: «Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode mnie! Lecz nie to, co Ja chce, ale to, co Ty [niech się stanie]!»„ (Mk 14, 32-36).
Z kolei o zachowaniu się Jezusa na Golgocie, tak pisze ten sam Ewangelista: „O godzinie trzeciej po południu Jezus [odmawiając psalm 22, 2] zawołał donośnym głosem: «Boże mój, Boże mój [Eloi, Eloi], czemuś mnie opuścił!»„ (Mk 15,34). W tym samym momencie, według Łukasza (23, 46), Jezus powiedział: „Ojcze, w Twoje ręce oddaję ducha mojego!” [por. Ps 31, 6] i skonał.
Taki jest zapis wydarzeń. Słowa te odsłaniają tajemnicę Osoby Jezusa Chrystusa. Są to słowa modlitwy; modlitwy własnej i opartej na wersetach psalmów. Ta modlitwa Jezusowa przypomina nam niektóre części i zwroty Modlitwy Pańskiej, zawsze aktualne, jak: Ojcze nasz, święć się Imię Twoje, bądź wola Twoja. Zauważmy (1), że dla Jezusa Bóg jest zawsze Ojcem, także w czasie męki i ukrzyżowania. Zauważmy (2), że dla Jezusa pierwszym zadaniem czyli „dziełem” do wykonania, samą istotą posłannictwa – jest spełnienie woli Boga Ojca:
– Abba, Ojcze, (...), zabierz ten kielich ode mnie! Lecz (...) co Ty chcesz niech się stanie!
– Ojcze, w Twoje ręce oddaję ducha mojego!
Wyraźnie więc widzimy, że słowa modlitwy Jezusowej tak wiele mówią o Osobie Jezusa. W tym kontekście zapytam sam siebie:A co o mnie mówią moje modlitwy? Co o mnie mówią moje pacierze, może zbyt rytualne i rytmiczne, codzienne i cowieczorne wprawdzie, lecz czy otwarte na wolę Boga? A co o mnie mówią moje szeptane modlitwy i westchnienia sytuacyjne, w złożonych okolicznościach życia mego? Czym one są w rzeczywistości: benedykcją czy maledykcją, błogosławieniem czy złorzeczeniem?
Trzeba zaznaczyć jeszcze jeden raz, że słowa modlitwy Jezusowej odsłaniają Osobę Jezusa. Mówią one o Jego postawie synowskiej (1) i o zawierzeniu Jezusa Bogu (2).
– Abba, Ojcze! Ten zwrot do Boga stanowi serce każdej modlitwy Jezusowej. Zdradza on głębię więzi czyli relacji. Jezus jest tak blisko związany z Bogiem, jak syn, jak dziecko, ze swym ojcem. Dla Jezusa Bóg pozostaje Ojcem także w sytuacji bolesnej. – My zaś w takich sytuacjach jesteśmy często skłonni mówić słowa okropne i bezsensowne: Bóg się usunął, oddalił; Nie ma Go w moim doświadczeniu życiowym, w moim bólu i cierpieniu! Bóg o mnie zapomniał! Bóg jest straszny i okrutny, nie ma serca dla mnie! Na nic się przydały moje nowenny i pierwsze piątki miesiąca! – Tak oto moje modlitwy sytuacyjne mają posmak narzekania i biadolenia.
– Druga sprawa to zawierzenie Bogu co do metody Jego działania. Jezus mówi o godzinie śmierci i o kielichu cierpienia. Słowa Jezusowe wskazują na moment i na sposób, w jaki Jezus ma wypełnić wole Ojca. On sam ich nie określa, On nic nie dyktuje Bogu. – Moment i sposób, to dwa określenia, które wstrząsają nami, gdyż to my chcielibyśmy sami wybrać czas (moment) i sposób wypełnienia woli Boga. I nie tyle chcemy uciec od woli Boga, co raczej chcemy mieć możliwość wyboru godziny i sposobu. Jesteśmy, na przykład, gotowi na śmierć nie w 33 lecz w 63 albo 73 roku naszego życia, nie w szpitalu tylko w domu swoim, nie na raka lecz na zawał...
Jezus zawierzył siebie Bogu: Abba, Ojcze... oddal ten kielich teraz, lecz niech się dzieje to, co Ty chcesz. „Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który mnie posłał, i wykonać Jego dzieło”, Jego zamysł i plan zbawienia ludzkości przez ofiarę na krzyżu (zob. J 4, 34).
W tym wyrzeczeniu się samego siebie wiara Jezusa osiągnęła szczyt i pełnię doskonałości. Jezus, jako człowiek, uczynił postęp w swoim przylgnięciu do woli Ojca, w zjednoczeniu z Nim. Okazał się posłusznym aż do śmierci, a była to śmierć na krzyżu (por. Flp 2, 8). Oto moment ostatniego ogołocenia; takiego ogołocenia, które objęło Jego osobistą, ludzką wolę. I tak wolny od samego siebie i swojej woli, był cały oddany Bogu i sprawie naszego zbawienia. Ogołocił siebie z ostatniej własności, jaką mógł przedstawić. On, który był panem czasu, „ofiarował siebie, gdyż sam chciał” (por. 1 Tym 2, 6). Nikt mi życia nie odbiera – mówił – lecz ja sam daje moje życie (por. J 10, 18). „Dlatego miłuje mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaje” (J 10, 17), aby je (potem) znów odzyskać. – A czy my miłujemy Chrystusa za Jego ofiarę za nas i dla nas złożoną? Czy okazujemy Mu wdzięczność?
Nasza medytacja o Męce Pańskiej zmierza do końca. Byliśmy do niej inspirowani nie tylko treścią samej karteczki, lecz także i głównie trzecią częścią Gorzkich żali i tajemnicą Getsemani. I doszliśmy do odkrycia u Jezusa swoistej dominanty w Jego postawie życiowej. Przez całe swoje życie Jezus myślał i działał „po-Bożemu”, był pobożny, posłuszny i ufny Bogu, lecz teraz na Golgocie okazał się doskonale pobożnym, oddanym i dyspozycyjnym Ojcu. Nawet moment i sposób śmierci nie były efektem Jego wyboru.
Jaki stąd płynie dla nas wniosek? Od Jezusa ofiarującego się na śmierć i od Maryi, Matki Jego, towarzyszącej Jego ofierze, trzeba nam uczyć się nie tylko mówienia formułki: „Tak, Ojcze”, przypomnianej w Wielkim Poście, lecz także – i przede wszystkim – tej istotnej postawy życiowej: zawierzenia na całego oraz poświęcenia i konsekracji bez zastrzeżeń. Taka postawa sięga tajemnicy naszego przymierza przez chrzest święty zawartego; taka postawa potwierdza i umacnia przymierze podstawowe, pierwszą konsekrację.
Nasze życie chrześcijańskie i nasze umieranie z Panem i w Panu, to realizacja synowskiej więzi z Bogiem Ojcem, to wzrastanie w postawie dziecięctwa Bożego. „Jeśli nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Bożego”. Tylko taka postawa prowadzi do wspólnoty z Chrystusem tu i w niebie. W związku z tym szczególną wymowę posiada fragment listu św. Pawła do Filipian (rozdz. 2). Fragment ten mówi o drodze paschalnej Jezusa i o potrzebie z naszej strony zgrania, zharmonizowania naszej drogi życia z rytmem drogi Jezusowej. Nasze życie, niewątpliwie naznaczone cierpieniem i „męką” (pasyjnością), ostatecznie ma mieć charakter paschalny, ma zmierzać przez krzyż do nieba, do pełni życia. Oto słowa św. Pawła, fragment katechezy paschalnej:
Bracia, ten kierunek, to dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie.


Ponieważ On, istniejąc w postaci Bożej,
Nie skorzystał ze sposobności,
Aby na równi być z Bogiem,
Lecz ogołocił samego siebie,
Przyjąwszy postać sługi (...);
Uniżył samego siebie,
Stawszy się posłusznym aż do śmierci –
I to śmierci krzyżowej.


Dlatego też BÓG Go nad wszystko wywyższył
I darował Mu imię ponad wszelkie imię, (...),
Aby wszelki język wyznał,
Że Jezus Chrystus jest PANEM –
Ku chwale Boga Ojca,
[i w sprawie naszego zbawienia].(Por. Flp 2, 6-11).


Chrystus cierpiał za nas i wzór nam zostawił, abyśmy szli za Nim Jego śladami (1P 2, 21).

Amen. Amen. Amen!

Ks. Marian Pisarzak MIC

Modlitwa Jezusowa - świadectwo

HEZYCHAZM
- MODLITWA JEZUSOWA W MOIM ŻYCIU
Świadectwo pewnej Francuzki
Było to podczas tygodnia modlitw w Troussures, kiedy odkryłam modlitwę Jezusową. Odtąd zyskała ona takie miejsce w moim życiu, że dziwi mnie, iż nie odkryłam jej wcześniej.
Z początku kilka razy na dzień powtarzałam taką modlitwę: "Panie Jezu, Synu Boży, zmiłuj się nade mną, grzeszną". To były słowa, które znajdowały duży oddźwięk w moim wnętrzu, ponieważ dźwigałam wówczas wielki ciężar. Bardzo zgrzeszyłam przeciwko Bogu i otrzymałam przebaczenie, ale w sercu ciężar pozostawał. Odkryłam, że przywoływanie imienia Jezus - Tego, który ratuje, który odnawia moją wiarę i nadzieję ilekroć Go wzywam - leczy ranę po grzechu i stwarza we mnie nowy i cudowny sposób przeżywania relacji między Zbawicielem i mną, jako zbawioną. To było tak, jakbym została na nowo ochrzczona w głębi mej istoty.
Modlitwa Jezusowa zajmowała coraz więcej miejsca w moim życiu. Nauczyłam się bez trudu wypowiadać słowa w rytmie oddechu. Modlitwa przyłączała się do mej istoty i równocześnie stawała się coraz bardziej wewnętrzna.
Pewnego dnia nie było już dla mnie możliwe powiedzenie: "Panie Jezu... zmiłuj się nade mną...". Modliłam się natomiast tak: "Panie Jezu, Synu Boży, ulituj się nade nami, grzesznymi".
Odtąd czuję się przynaglona, by przywoływać Imię Jezusa nad każdą istotą, nad każdym człowiekiem. Wierzę, że zbawienie, jakie spoczywa w tym Imieniu, przy każdym jego przywołaniu zostaje przekazywane wszędzie, dokąd się udam, i rozlewa się poza wszelkie granice, aby dotrzeć do każdego człowieka, który go potrzebuje. Wiele razy wylewałam tę modlitwę Jezusową i równocześnie myślałam o Związku Radzieckim, który znajduje się w tak dramatycznym procesie duchowego wrzenia. To tam ten sposób modlitwy praktykowano kiedyś z tak wielką żarliwością.
Zawsze zachowywałam to sformułowanie mojej modlitwy. Jednak ilekroć zostaję wystawiona na jakąś pokusę albo mam jakiś kłopot, to w zupełnie naturalny sposób wypowiadam ją w liczbie pojedynczej: "Zmiłuj się nade mną, grzeszną". Albo też wystarcza mi powtarzanie samego imienia: "Jezus".
Proszę pozwolić, że wrócę do mego odkrycia modlitwy Jezusowej w liczbie mnogiej. To było wówczas, kiedy szłam ulicami Paryża i nad każdym napotkanym człowiekiem wypowiadałam imię Jezus. Składałam imię Jezus na progu każdego domu, każdego baru czy kina, które mijałam. Mieszkałam wtedy blisko Pigalle. Zatopiłam ten zakątek w imieniu Jezus. Przywykłam wzywać imienia Jezus w metrze, nad twarzami, które mnie otaczały. Modlitwa Jezusowa towarzyszyła mi też w czasie wykonywania mojej pracy zawodowej i podczas wszystkich czynności i obcowania z innymi ludźmi.
Powoli zauważyłam, że modlitwa Jezusowa towarzyszy mi też w trakcie snu. Odmawiałam ją, kiedy kładłam się spać. Coraz bardziej spontanicznie wypływała na powierzchnię, kiedy drzemałam albo źle spałam. Często pomagała mi - czemu tego nie przyznać - usnąć ponownie. Kiedy znów się budziłam, znajdowałam siebie zatopioną w modlitwie. To tak, jakby modlitwa - choć o tym nie wiedziałam - nadal była kontynuowana w moim wnętrzu, kiedy spałam.
Modlitwa Jezusowa znalazła też miejsce w mojej modlitwie wewnętrznej: pomaga mi rozpocząć, wejść w wewnętrzne milczenie; daje mi siłę, by od nowa rozpalić płomień modlitwy, kiedy jestem śpiąca albo rozproszona.
Również na płaszczyźnie czysto ludzkiej i psychologicznej modlitwa Jezusowa przyniosła dobroczynne skutki. Dla mnie stała się skuteczną odtrutką na wszelkie zasadzki rozumu i marzycielstwo. Stworzyła jedność w mym wnętrzu. Pomogła mi przenieść siłę ciężkości na Drugiego (Jezusa, Syna Bożego) i tak uniknęłam egocentryzmu. Zdołała pokonać tendencję do niepokoju, którą mam w sobie: kiedy przywołuję Imię Jezus, wiem przez wiarę (czy czuję to, czy nie to jest obojętne), że On jest zupełnie blisko mniej jako Ten, który ratuje we mnie to, co trzeba ratować.
Imię Jezus buduje pokój i stwarza na nowo !
Kiedy mam z kimś spotkanie (kimś, kto jest chory, przyjaciel albo ktoś, z kim znajomość jest dla mnie męcząca) to zanim otworzę drzwi, moją pierwszą reakcją jest wezwanie: "Panie Jezu, Synu Boży, zmiłuj się nad nami, grzesznymi". Wiem wtenczas, że Imię Jezus, które przywołałam przed spotkaniem, oczyszcza moje serce od wszelkiego samozadowolenia i wzmacnia je, jeśli się lękam. W ten sposób rozmowę i wszelkie jej konsekwencje składam w ręce Pana.
Jeżeli z początku, a zaczęło się to przed pięcioma laty, potrzeba było pewnego wysiłku, by nauczyć się odmawiać modlitwę Jezusową, to teraz jest ona życiem we mnie, moim prawdziwym życiem.
/ Wilfrid Stinissen Ani joga, ani zen. Chrześcijańska medytacja głębi /

http://mojadroga.urs.pl/hezy3.htm

Modlitwa Jezusowa

Modlitwa Jezusowa
"Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną grzesznikiem" - oto pierwotne wezwanie modlitwy Jezusowej, zwanej inaczej modlitwą serca albo nieustanną modlitwą. Modlitwa ta korzeniami sięga Pisma Świętego. Niewidomy żebrak, Bartymeusz, u bram Jerycha woła do Jezusa: "Jezusie, synu Dawida, ulituj się nade mną". Skruszony celnik prosi o miłosierdzie, a Kananejka powtarza: "Panie, synu Dawida, zmiłuj się nade mną". Jest to wezwanie modlitwy nieustannej, bo takie jest polecenie Jezusa: "Powiedział im też przypowieść o tym, że zawsze powinni się modlić i nie ustawać" (Łk 18, 1), powtórzone przez św. Pawła: "Nieustannie się módlcie" (1 Tes 5, 17).
Modlitwa Jezusowa powstała w pierwszych wiekach chrześcijaństwa - wśród mnichów na pustyni egipskiej w IV wieku. Ich duchowość - opuszczenie wszystkiego ze względu na Boga - nakazywała iść na pustynię, by całe swoje istnienie poświęcić na modlitwę i pogłębienie więzi z Bogiem. Pierwsi pustelnicy egipscy głosili, że wielbienie Stwórcy powinno odbywać się przez cały czas, a św. Jan Kasjan mówił, że: "Bardzo mało modli się ten, kto zwykł modlić się tylko wówczas, gdy klęczy". Inne powiedzenie znane z tamtych czasów to: "Jeżeli mnich modli się tylko wtedy, gdy staje do modlitwy, to nigdy się nie modli". Modlitwa nieustanna przybierała formę rozważania lub recytacji z pamięci i najczęściej szeptem tekstów Pisma Świętego, wersetów z psalmu, z Ewangelii lub innego biblijnego tekstu, który zawierał skondensowaną w kilku słowach prośbę o pomoc czy miłosierdzie albo też wyrażał uwielbienie Boga. Pozwalało to uniknąć rozproszeń, skupić myśli na Bogu i utrzymywać nieustanną pamięć o Nim. W ten sposób łączono pracę wciąż trwającą modlitwą.
Ten zwyczaj przetrwał wieki. Gdy w VII wieku Egipt, Palestyna i Syria dostały się pod panowanie arabskie, wzrosło znaczenie Konstantynopola jako ośrodka życia duchowego na chrześcijańskim Wschodzie. Zwyczaj modlitwy Jezusowej przeniósł się do Konstantynopola i był kultywowany w słynnym klasztorze Studytów, założonym w 463 roku i mającym szczególne znaczenie w VIII-IX wieku. Pierwszym wielkim, a może największym teologiem i mistykiem bizantyjskim był św. Symeon Nowy Teolog.
Trzecim etapem rozwoju modlitwy Jezusowej było przedostanie się jej do Atos w XIII-XIV wieku. W tym czasie Atos był głównym centrum życia monastycznego w Bizancjum. W XIV wieku posiadał już 25 klasztorów. Wkrótce stał się ośrodkiem szerzenia się modlitwy Jezusowej. Tutaj również została ona ostatecznie uformowana i zdobyła dominującą pozycję w życiu duchowym. Mimo zachowania śpiewu psalmów i modlitw liturgicznych, stała się sercem wszystkich modlitw. Atos stopniowo ustalił jej formę właśnie na słowa: "Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem".
Przez wieki Atos był największym ośrodkiem zakonnym świata chrześcijańskiego. Z tamtejszych klasztorów modlitwa Jezusowa promieniowała na cały Wschód, a także na kraje słowiańskie. W XVII wieku ze Świętą Górą związani byli główni twórcy Filokalii - zbioru pism Ojców i pisarzy chrześcijańskich związanych z modlitwą Jezusową. Filokalia stała się głównym podręcznikiem nauki tej formy modlitwy. Modlitwa Jezusowa przetrwała do dzisiaj. Z chrześcijańskiego Wschodu przeniosła się na Zachód. Zresztą i tutaj była w pewnym sensie znana pod nazwą modlitwy aktami strzelistymi. Dzisiaj prawie każda książka o modlitwie zawiera rozdział poświęcony modlitwie Jezusowej. Wspomina o niej Antoni de Mello, jej poświęcił swoje książki Jean Lafrance.
Modlitwa Jezusowa jest modlitwą na każdy czas. Nie jest konieczne trzymanie się jej tradycyjnej formy. Każdy z nas może sam ustalić sobie krótkie modlitewne wezwanie. Panie Jezu, zmiłuj się nade mną; Panie Jezu, pomóż mi; Panie Jezu, ufam Tobie; Panie, pospiesz ku ratunkowi memu; Jezu, gdzie jesteś? Duchu Święty, przyjdź; Duchu Święty, prowadź mnie; Duchu Święty, oświeć mnie - to tylko przykłady. Jean Lafrance proponuje bogatsze wezwania: Ojcze, w imię Jezusa, daj mi swojego Ducha; Duchu Święty, pokaż mi twarz Jezusa; Bogurodzico Maryjo, raduj się.
Możemy modlić się wszędzie. W domu, przy sprzątaniu, w kuchni czy w tramwaju! Na spacerze, idąc do pracy, szkoły, jadąc samochodem, siedząc w poczekalni u lekarza. Z początku będzie to wymagało trochę skupienia i uwagi, może ogarnie nas rozproszenie albo zapomnimy zupełnie o modlitwie. Nie szkodzi. Wystarczy spokojnie powrócić do wybranego wezwania i kontynuować modlitwę. Z czasem modlitwa się w nas utrwali, będziemy coraz łatwiej o niej pamiętać, aż w końcu, któregoś dnia, zauważymy, że modlitwa już w nas jest, że bez większego wysiłku modlitewne wezwanie przemienia naszą codzienność, ofiarując ją Bogu. W życiu modlitwy czy w edukacji modlitewnej jest tylko jedna zasada: "Nie ustawać".
To jest właśnie modlitwa na nowe tysiąclecie, na zabiegany czas naszych obowiązków i pracy, na powolne przesuwanie się samochodów na ulicach, na kolejki przy kasach w supermarketach. Ta modlitwa jest odpowiedzią na pytanie współczesnego człowieka o to, jak się modlić i jak znaleźć czas na modlitwę. Jak? Wezwaniem, które jest odpowiedzią na potrzebę chwili - układamy je dowolnie, gdyż odzwierciedla to, czego w danym momencie potrzebujemy - prośba, przeprosiny, dziękczynienie. Kiedy? W każdej wolnej chwili, kiedy tylko nam się przypomni, a później zobaczymy, że przypominać się będzie coraz częściej. Niektórzy autorzy radzą, żeby dodatkowo wybrać sobie jeden dzień lub więcej, kiedy poświęcimy dany czas tylko na modlitwę Jezusową.
Modlitwa Jezusowa jest modlitwą prostoty. To modlitwa ubogich, proste wołanie o pomoc, o miłosierdzie. Nie należy się zniechęcać jej pozornym ubóstwem. Mnisi dochodzili do szczytów świętości właśnie poprzez modlitwę Jezusową. Praktykowana będzie przemieniać nasze życie, będzie łączyć nas coraz bardziej z Bogiem. Nie jest to jednak tylko modlitwa dla mnichów czy osób poświęconych Bogu. Jest dla wszystkich, a przede wszystkim dla ludzi świeckich, zagonionych w codzienności. Serafin z Sarowa mówił: "Zapragniecie, na przykład pójść do kościoła, lecz kościół jest zbyt daleko lub nabożeństwo już się skończyło. Zapragniecie złożyć ofiarę, lecz nie widzicie biednego lub nie macie pieniędzy. Pragniecie żyć w czystości, lecz nie macie dosyć sił do tego (...) Być może chcielibyście zrobić coś innego w imię Jezusa, lecz nie macie ku temu sił ani okazji. Natomiast modlić się może każdy bez przeszkód. Bogaty i biedny, szlachetnie urodzony i wieśniak, mocny i słaby, zdrowy i chory, cnotliwy i grzesznik".
W "Opowieściach pielgrzyma" starzec radzi pielgrzymowi, który pragnie nauczyć się modlitwy Jezusowej, aby nigdy się nie zniechęcał. Ma tylko często odmawiać wezwania modlitwy Jezusa bez troszczenia się o czystość samej modlitwy. Należy ofiarować Bogu to, co jest w nas, to znaczy powtarzanie tej formuły. Nawet jeśli mamy wrażenie odmawiania jej tylko wargami, to częsta modlitwa ustna doprowadzi to w końcu do modlitwy serca. "Modlitwa może być sucha i rozproszona, lecz powtarzana stworzy przyzwyczajenie, stanie się drugą naturą i przekształci w czystą, jaśniejącą modlitwę, chwalebną modlitwę ognia" (Jean Lafrance, Modlitwa serca). Nasza codzienność zostanie przemieniona, a my przez nią będziemy mogli coraz bardziej zbliżać się do świętości.
Jean Lafrance porównuje modlitwę do gliny, a modlącego się do pomocnika murarskiego: "Ty jesteś tym pomocnikiem, a modlitwa gliną. Bóg mógłby równie dobrze obejść się bez pomocnika i gliny, ale zdecydował, że Jego arcydzieła będą zależały od twojej ubogiej modlitwy; zdecydował, że potrzebuje tego materiału. Dlatego Bóg mówi: . Bóg chce dużo modlitwy i chociaż czujesz, jak bardzo nędzna jest twoja modlitwa, prosi cię, żebyś nie ustawał, żebyś modlił się więcej i intensywniej. (...) ".
Aneta Kania


czwartek, 1 lipca 2010

Adoracja Najświętszego Sakramentu

Przewodnikiem po modlitwie w trakcie naszych rekolekcji będzie św. Paweł. Nie tylko chodzi o to, że mamy rok św. Pawła, ale też nasza sytuacja jest trochę podobna do jego sytuacji. Tak jak on, w odróżnieniu od innych Apostołów, nie widzieliśmy Jezusa (moment na drodze do Damaszku trwał krótko i był bardzo „wewnętrzny”). Paweł o Jezusie usłyszał od Apostołów i ich uczniów. Z drugiej strony, w bardzo osobistym wyznaniu pisze do Galatów o niezwykłej intensywności doświadczania jedności z Jezusem: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie.” (Ga 2, 20). Skąd u Pawła ta pewność wiary (choć nie wolna od ciemności), na której wydaje się budować swoje życie? Jak on te wiarę podtrzymuje?
Image
Św. Paweł
Są to pytania, które może też sobie stawiamy. Jak my możemy oprzeć swoje życie na Chrystusie, skoro też znamy Go tylko przez wiarę? Przecież z czasem, nawet po pierwszych „mocnych” doświadczeniach np. powołania, mogą w nas rodzić się pytania: Jak na Nim budować, skoro Go nie znamy i nie słyszymy Jego głosu?
Skąd wiemy, że nasze chodzenie za Panem Jezusem nie jest oparte głównie na naszych potrzebach, może na potrzebie miłości? Czy rzeczywiście z Nim się spotykamy, czy też to projekcja naszych oczekiwań?
Skąd możemy wiedzieć, że nasza wiara nie jest powtarzaniem schematów, rutynowych czynności?
 Decydującym czynnikiem, który wpływa na to, czy nasza wiara nie jest tylko obracaniem pojęć, jest modlitwa. W czasie modlitwy uczymy się trwać przy Chrystusie. Zobaczmy jednak, że modlitwa liturgiczna czy ustna, czy nawet rozważanie niosą w sobie nieuchronnie niebezpieczeństwo obracania pojęciami – bardziej myślenia o Chrystusie czy na temat Chrystusa niż rzeczywistego przebywania z Nim. Przecież wiara jest przede wszystkim darem Bożym. Jak więc uzyskać bezpośredni dostęp do tego daru, nie filtrując go przez różnorakie swoje projekcje, pojęcia? Jak sprawić, by nie była przede wszystkim sprawnością naszego myślenia czy gorącością naszego odczuwania?
 Taką możliwość daje adoracja.
 „Jeśli uklęknę przed Najświętszym Sakramentem i skupię myśli koncentrując się na jednym słowie, jednym prostej prawdzie wiary, a następnie z głębi serca powiem: „Wierzę, wierzę, że jesteś tutaj”, to mogę w tym akcie wiary trwać.
Nie jest konieczne, abym miał w głowie jakieś piękne idee, abym coś przeżywał, odczuwał, wyobrażał sobie; nie jest konieczne, abym snuł jakieś myśli, czy wyciągał wnioski, dokonywał konkluzji, poszerzał wiedzę, choćby i wiedzę teologiczną. Wystarczy moje „wierzę”. Moja wiara kieruje się ku Chrystusowi i Jego dotyka.” (o. Giertych, Rozważania Pawłowe, 10n). Owoce tego spotkania nie muszą być widoczne dla mnie. Łaska, jak podziemny strumień, mnie zasila - owoce będą takie, jakie chce Bóg. Nie muszę czuć się oświecona ani umocniona, jeśli ktoś mnie się spyta o treść tej modlitwy, może nie będę nawet  umiała odpowiedzieć.
Image
Najświętszy Sakrament
Adoracja więc jest czasem trwania przy Bogu w cichej wierze, kiedy „marnujemy” ten czas dla Boga. Nie jest to łatwe. Gdy przychodzą rozproszenia mamy nadzieję, że kiedyś się skończą i gdy wreszcie dojrzejemy duchowo, modlitwa stanie się łatwiejsza. Że wtedy żarówka naszej wiary będzie świecić jasno. Tymczasem to, że trwanie w naszej wierze jest ciemne to jest normalne. Nasz umysł w sposób naturalny pragnie światła, tymczasem w czasie adoracji wiara jest skierowana ku tajemnicy, która go przekracza. Nasza adoracja nie dlatego jest ciemna, bo jesteśmy grzeszni, ale w czasie adoracji ujawnia się wszystko co nas niepokoi – grzechy, plany, pokusy, zajęcia, ambicje. W takiej chwili nie należy rezygnować, ale trwać przed Bogiem, uznając, że nawet gdy tego nie czujemy i nie pojmujemy, to trwanie przy Bogu zbliża nas do Niego. Mamy wciąż powracać i ta poszarpana modlitwa jest cenniejsza nieraz niż trwanie „ w ekscytacji”, ponieważ wciąż wyrażam w niej wiarę.
 Słowem, które najlepiej opisuje „stan adoracji” jest UBÓSTWO. Carlo Caretto napisze: „Tylko wiara tryumfuje, wiara surowa, mroczna, bezbarwna (...) stań przed Jezusem jako biedak, bez jakiejkolwiek idei, ale z żywą wiarą”.
 Jakich szczególnie naszych sfer życia dotyka adoracja?
Przede wszystkim uzdrawia nas z zagubienia w życiu. Poprzez ciche trwanie przy Jezusie dajemy Mu szansę, aby czynił nasze serce wrażliwszym na Jego głos. Stajemy wtedy jakby „w dyspozycji” dla Niego. Jednocześnie może Jezus pokazywać nam te miejsca, w których istnieje rozdźwięk między naszym postępowaniem a Ewangelią. Przez prawdę prowadzi nas do wolności.
 Inną sferą „dotkniętą” adoracją jest czystość. Dzisiejszy świat jest pogubiony w pogoni za doznaniami, za interesem. Adoracja nie tylko nie tylko uzdrawia nas z naszych zranień dotyczących fizyczności, oczyszcza także nasze intencje, pokusę wykorzystywania drugiego człowieka.

Image
Miłość przebaczająca
Trzecim miejscem w którym Jezus chce działać przez adorację jest to wszystko, co wynika z braku przebaczenia. Często jest coś zranione tak boleśnie, że nie tylko nasze uczucia, ale i wola nie potrafią przebaczyć. W takich sytuacjach adoracja jest najlepszym lekarstwem. Adorując możemy modlić się za osobę, której nie umiemy przebaczyć. W czasie adoracji Jezus w ogóle uzdrawia nasz sposób patrzenia na innych. Doświadczając miłującego spojrzenia Jezusa, będę mniej osądzał moich bliźnich. Podobnie możemy być uzdrawiani z przesadnie krytycznego spojrzenia na siebie samych...
 Na adoracji Jezus pozwala nam również zobaczyć sensowność wydarzeń w naszym życiu. To co nas boli i wydaje się bez sensu zaczyna się układać gdy trwamy na adoracji i przyjmujemy w ciszy miłujące spojrzenie Jezusa. Skoro jestem w ręku kochającego Boga nic tak naprawdę nie może mnie zniszczyć.
(w tym rozważaniu obficie czerpałem z książki o. Wojciecha Giertycha "Rozważania Pawłowe", Warszawa 2008)
 ks. Marcin 

Jak prowadzić spotkanie modlitewne?



1.      Rozważania wstępne.

Kościół jest wspólnotą, która ma swoją konkretną i określoną strukturę, cel, metody działania. Ojciec Święty Benedykt XVI w swojej pierwszej encyklice Dues caritas est potwierdza dotychczasowe nauczanie Magisterium Kościoła, że „natura Kościoła wyraża się w troistym zadaniu: głoszenie Słowa Bożego (kerygma-martyria), sprawowanie Sakramentów (leiturgia), posługa miłości (diaconia). Są to zadania ściśle ze sobą związane i nie mogą być od siebie oddzielone[1]. Warto więc przyjrzeć się jak te trzy rzeczywistości są obecne w naszych wspólnotach Odnowy w Duchu Świętym. Precyzując chodzi nam o to, jak wygląda sprawa ewangelizacji i świadectwa, formacji wewnętrznej wspólnoty, jak wygląda życie sakramentalne poszczególnych osób i całej grupy oraz w jakich obszarach służymy sobie nawzajem i wobec świata.
W tę naturę Kościoła wpisane są nasze spotkania modlitewne. I od razu ustalmy, że spotkaniem modlitewnym określamy zarówno spotkanie małej grupy dzielenia, jak i całej wspólnoty. Bo pierwszym celem spotkania, czy to będzie 5 osób, czy 30, czy 100 jest uwielbienie Boga – adoracja.

2.      Adoracja jako sekret spotkania modlitewnego.

Źródłem łaski, życia wspólnoty jest m.in. modlitwa osobista każdego członka, ale także modlitwa wspólnotowa. W modlitwie zaś wspólnotowej trzeba dbać o to, aby adoracja miała miejsce centralne. Dlatego rozważymy teraz na czym polega adoracja oraz podamy sobie jej charakterystyczne cechy.

2.1. Co to jest adoracja?

Czym dla ciebie jest adoracja? (uwielbienie, zachwyt, trwanie przed Bogiem, trwanie, zaduma, zapatrzenie, postawa: stawanie, klęczenie; z czym się kojarzy: z Najświętszym Sakramentem). Można wymieniać dużo cech takich charakterystycznych. Dlaczego to pytanie tutaj? Ponieważ chcemy teraz spojrzeć na adorację, która ma miejsce we wspólnocie. Adoracja, która musi mieć miejsce we wspólnocie, ale jest to rozumiane w pewien konkretny sposób. Adoracja ma zajmować konkretne – centralne - miejsce w życiu wspólnotowym.
Bardzo często kojarzymy adorację z Najświętszym Sakramentem, z trwaniem w ciszy. Ale natomiast samo słowo adoracja ma znaczenie szersze. Adoracja z języka łacińskiego (adorare) tzn. wielbić, mówić, błagać, mówić w sposób modlitewny. To słowo oznacza mówić, wielbić. Czyli samo słowo adoracja pociąga działanie, nie jest to bierne trwanie. Tak więc nie tylko trwanie w milczeniu, ale uwielbienie wyrażone na zewnątrz. To, co się stało w dzień Pięćdziesiątnicy - czytamy Dz  2, 11: „Żydzi oraz prozelici, Kreteńczycy i Arabowie - słyszymy ich głoszących w naszych językach wielkie dzieła Boże.” Skutkiem przyjścia Ducha Świętego było uwielbienie. Skutkiem tego było wyrażenie chwały Bożej. I samo słowo adoracja oznacza uwielbienie, które jest wyrażone na zewnątrz. Jeżeli mielibyśmy podać definicję, czym jest adoracja, to moglibyśmy powiedzieć, że jest to zwrócenie całej osoby do Boga w uwielbieniu, ale wyrażone na zewnątrz. Stajemy osobiście przed Panem. To zwrócenie może przyjmować różne przejawy, może się to różnie objawiać zewnętrznie. I tutaj nie chcemy umniejszać dużej roli adoracji Najświętszego Sakramentu, która jest bezsprzeczna i wiadoma nam wszystkim, ale chcemy nadać temu słowu znaczenie szersze, pierwotne. Adoracja znaczy uwielbienie, dlatego w centrum spotkań modlitwy charyzmatycznej jest adoracja; w tym sensie, że my wszyscy stajemy i wielbimy Boga.

2.2. Cechy charakterystyczne dla adoracji:
a)      centrum adoracji – osoba Jezusa! On jest w centrum! Nie kto inny... Nie brat, który przeżywa jakiś problem, ale Jezus. W Wieczerniku uczniowie modlili się do Boga, a nie pocieszali Maryi i zostali napełnieni Duchem Świętym. To może i powinno wydarzać się w czasie każdego spotkania modlitewnego. W modlitwie serca się jednoczą i Pan buduje wspólnotę, wtedy Duch Święty może nas napełniać. I nasza rola jako prowadzących jest taka, by wciąż kierować wzrok uczestników na Jezusa.
b)      treść adoracji – sam Bóg. To On jest najważniejszy! On jest i działa.
c)      jak adorować? – cały człowiek. Ciało nas nie krępuje, ono może pomagać nam wyrażać modlitwę. Jezus jest głową ciała, a my jesteśmy Jego członkami. Jeśli więc oddajemy chwałę Panu to również ona spływa na nas w postaci radości, pokoju, doświadczenia Bożej obecności, darów.
d)     Typy adoracji:
-          uwielbienie chóralne (jednoczesne)
-          modlitwa natchniona – Duch daje słowo, ale nie jest to czas na dzielenie się. Możemy je wypowiedzieć nie w formie proroctwa, ale w formie modlitwy. Jeśli to jest od Pana to porusza serce, często to może być wielka inspiracja do modlitwy albo jest to modlitwa, która jest w sercu wielu osób w tym czasie. Prowadzący powinien słuchać, bo to jest dla niego znak, co czyni Pan i w jaki sposób prowadzi.
-          modlitwa spontaniczna (litanijna) – każdy może zaistnieć jako osoba. Wtedy też budujemy się słysząc modlitwę brata. Ważne, by były to proste słowa i prosto sformułowane wezwania.
-          modlitwa ciszy – wskaźnikiem modlitwy nie jest hałas. Często cisza pojawia się po śpiewie w językach. Prowadzący nie powinien ucinać tych momentów, ani nie trzeba się ich bać. To nic sztucznego, ale to owoc spotkania z Bogiem.
-          pieśni – nośnik uwielbienia. Dawid wzywa, byśmy śpiewali Panu ciągle nową pieśń. Najlepiej w adoracji używać pieśni zwracających się bezpośrednio do Boga. Sama pieśń jest modlitwą, adoracją, a nie dodatkiem. Rola muzycznych!
e)      jaką przyjąć postawę? 1 Tes 5, 16-18. Mogę zawsze wielbić Boga w Jego miłości, bo to jest niezmienne i ogłaszamy to sobie. 1P 5, 7 Składam troski na Pana. Wiem przecież, że Jemu zależy na nas. Jesteśmy gotowi adorować Boga w każdym momencie. Adoracja stylem życia chrześcijanina!!

3.      Specyfika modlitwy charyzmatycznej.

Skoro wiemy już na czym mają polegać nasze spotkania modlitewne, co powinno zająć w nich miejsce centralne możemy się zastanowić na czym polegałaby modlitwa charyzmatyczna w naszych wspólnotach, o którą nam chodzi najbardziej. Myślę, także w oparciu o literaturę na ten temat, modlitwa charyzmatyczna, aby można ją było tak określić powinna wyróżniać się następującymi elementami:
-          rodzi miłość. Pierwsza cecha, dzięki której zawsze możemy rozpoznać, czy nasza modlitwa  jest modlitwą charyzmatyczną. I nie chwilowa sympatia, która rodzi się w czasie modlitwy, ale jest to owoc uwielbienia. I czasami jest tak, że na spotkaniu są dwie osoby, które mają  jakiś konflikt między sobą, jakieś nieprzebaczenie. Jest jakiś zgrzyt w tej relacji. Gdy modlitwa jest prawdziwie charyzmatyczna, jeżeli uda nam się wszystkich zjednoczyć, to po uwielbieniu te dwie osoby poczują, że coś zmieniło się w ich sercach. Prawdziwa modlitwa charyzmatyczna rodzi miłość. Oczyszcza z niechęci wobec brata, bo Bóg w czasie takiej modlitwy zmienia nasze serca.
-          radość. Ta modlitwa jest radosna. Towarzyszy śpiew, oklaski, okrzyki, ale nie chodzi tu o taką radość animacyjną, która służy pobudzeniu do takiego rozradowania się. Tu nie chodzi o wesołość, ale o radość, która jest bardzo głęboka, bo wynika z tego, że dzisiaj mam nadzieję, że jestem zbawiony. W każdej modlitwie charyzmatycznej wybrzmiewa to, że Jezus już mnie zbawił. I to jest źródło naszej radości i przejawia się to w oklaskach, itd. Radość ze zbawienia jest na całe życie. Nie można być wesołym całe życie, ale radosnym tak, bo to jest fundament.
-          spontaniczność. Czyli otwartość, stanięcie w wolności, stanięcie jak dziecko przed Bogiem, nie bycie takim spiętym, nie stanie z założonymi rękami. Spontanicznie, czuje się jak przed tatusiem. W miłości nie ma lęku i dlatego rodzi się spontaniczność: staję i jestem sobą. I mogę wyrazić to, co czuję zewnętrznie. Spontaniczność też nie polega na tym, że wszyscy robimy to samo, choć tak też jest pięknie, ale z drugiej strony chcę podnieść rękę, patrzę na moment i widzę, że nikt nie ma podniesionej ręki, więc poczekam na ten właściwy czas. Tak więc nie można przesadzać w jedną stronę i stać jak pomnik na modlitwie i czasami otworzyć usta, ale też i nie być za spontanicznym.
-          pokój. Przychodzi taki moment, że serce nasze czuje ogromny pokój. Może się to stać w czasie śpiewu w językach, czy też po, albo w dowolnym momencie.
-          porządek. Modlitwa charyzmatyczna ma swój porządek. I tu trzeba podkreślić, że naprawdę porządek nie jest wrogiem Ducha Świętego. Chodzi tu o porządek, który jest korytem. Jeżeli jest to dobre koryto to tym szybciej woda może płynąć. W czym się to może przejawiać? W tym, że robimy razem; jak wielbimy to wielbimy, wtedy nie przepraszamy. Jak prowadzący zaczyna się modlić spontanicznie to my wszyscy idziemy za nim. Wtedy spotkanie może pójść w takim jednym kierunku. Czyli potrzebny jest porządek.
-          nawraca, wychodzimy przemienieni. Każdego dnia potrzebujemy nawrócenia i Bóg w czasie spotkania może spokojnie przemieniać nas. Dzieje się również tak, że jest uwielbienie, a Pan pokazuje mi, że zaniedbuję modlitwę osobistą, no i po spotkaniu podejmuję konkretną decyzję dotyczącą mojej modlitwy.
-          manifestacje zewnętrzne. Trzeba być otwartym. Często modlitwie towarzyszy drżenie rąk i z naszej strony nie musimy się jakoś tego obawiać, jakaś panika, co to jest? w jaką stronę idzie nasza wspólnota? Najważniejsze jest to, co dzieje się w sercu człowieka. Bądźmy otwarci. Często jest tak, że Bóg, gdy dotyka naszego ciała, jakoś tak widocznie, zewnętrznie, bardzo często w tym czasie Bóg bardzo głęboko dotyka nasze serce. I to jest najważniejsze w tym wszystkim.

  1. Prowadzenie i uczestnictwo w spotkaniu modlitewnym.

4.1. Osoba prowadząca – animator
-          Kim jest?  To osoba, która modli się tym, co robi. Odkrywa w sobie dar prowadzenia, łączenia darów innych. Nie posiada wszystkich darów, ale je animuje. Szuka jedności i ją buduję. Nie boi się ludzi. Daje poczucie pokoju, zaufania, bezpieczeństwa. Chce wzrastać, jest otwarta na Pana.
-          Co robi? Modli się sama! Nie tylko jest skupiona na prowadzeniu, ale sama się modli osobiście. Nie ma wciąż zamkniętych oczu. Służy wsłuchana w Ducha Świętego! Ta osoba musi mieć wizję historii zbawienia... że po grzechu jest zbawienie, a nie czarna rozpacz. Spotkanie nie może polegać na tym, że w ciągu miesiąca karmimy się tylko modlitwą o Bożej miłości lub tylko grzechem. Ta osoba jest już na drodze z Panem i też na drodze uzdrowienia wewnętrznego, by nie przerzucała swoich problemów, blokad, zranień na innych.
-          Czego nie robi? Przede wszystkim nie manipuluje, nie przeprowadza swoich pomysłów albo prowadzi do swojego celu. Nie może wmawiać swego odczucia innym.

4.2. Nasza postawa:
Ważna jest nasza postawa, gdy uczestniczymy w spotkaniu. Na czym ona polega?
-          na akceptacji prowadzącego! Nie: oj, znowu on i... ręce opuszczone... to nie zachęca prowadzącego... akceptacja – zaufanie
-          wspomaganie – idziemy za tym, co proponuje prowadzący. Włączam się od razu!
-          współpraca między prowadzącym a zespołem muzycznym – ważne, musi być kontakt! Tu ma być jedność!

4.3. A jak przygotować modlitwę charyzmatyczną?
Mamy poprowadzić modlitwę i jak? Dwa aspekty:
        duchowy – staję osobiście przed Bogiem, wsłuchanie się, wejście w komunię, nosimy w sercu tych, którzy będą na spotkaniu. Jeśli jest to jakiś zespół to oni spotykają się wcześniej by się razem pomodlić, by poprosić o może słowo. Świadomi jesteśmy celu!
        praktyczny – zatroszczenie się o klucz do sali, krzesełka, śpiewniki, mikrofon. Wszystko jest gotowe i przygotowane.

4.4. Jak prowadzić modlitwę?


-          Ekipa: To co najmniej 2 osoby... dać każdemu szansę. Pierwszy raz może każdy spróbować... przez to możemy odkrywać osoby, które mają dar czy taką otwartość na animację.
-          Wprowadzenie: Zaczynamy od jakiegoś wprowadzenia. Może to być powitanie podsumowujące to, co było tydzień temu, zachęta do modlitwy, stworzenie klimatu przez pieśń, zachęta, by oddać problemu Panu.
-          Uwielbienie: cały blok – tu wszystkie formy mogą się znaleźć, przez pieśni, chóralne uwielbienie, spontaniczne, cisza...
-          Zbudowanie: nauczanie, świadectwo i zebranie tego, co dokonało się na spotkaniu.
-          Zakończenie: krótkie, ale bardzo ważne. Tu ma być jedna myśl, wniosek na cały tydzień. A więc to, co jest najważniejsze- np.: Dziś Pan wezwał nas do przebaczenia.

Ważne jest by osoba prowadząca rozpoczynała i kończyła spotkanie. Nauczanie może powiedzieć inna osoba. Ale jest tylko 1 osoba odpowiedzialna, która daje poczucie bezpieczeństwa.




[1] Benedykt XVI, Deus caritas est, nr 25